czyli wszystko to, co nam umknęło...


Niepewność jest pewna, bezkres oczywisty, autorytety są złudne, a "nie ma" jest!

poniedziałek, 29 września 2008

Kampania wyborcza zeszła na psy... dosłownie!



Szanowane czasopismo naukowe "Nature" zaliczyło w ostatnim numerze poważną wpadkę. Na okładce ostatniego numeru umieszczono połączone zdjęcia Baracka Obamy i Johna McCaina. Z kolei z tyłu na okładce czytelnicy mogą zobaczyć reklamę , która wyjątkowo przypomina zdjęcie na czole pisma...
Po czasopismach takich jak "Nature" powinniśmy spodziewać się, że uważniej będą dobierać reklamy. Czy śmieszna wpadka wpłynie na kampanię prezydencką w USA ? Przednia i tylna okładka ostatniego numeru prestiżowego magazynu są wyjątkowo podobne do siebie...
Musimy przyznać, że był to trochę niefortunny wybór. Na okładce "Nature" zamieszczono fotomontaż zdjęć Baracka Obamy i Johna McCaina. Na reklamie z tyłu czasopisma widzimy dwa małe labradory. Psy są upozowane bardzo podobnie do obu polityków ... W dodatku, pasują do nich też karnacją. Pies po lewej stronie reklamy jest czarny, z kolei labrador po prawej ma złote ubarwienie, zupełnie jakby "opalał się w słońcu Arizony, jak John McCain".
Władze magazynu są "wstrząśnięte" tym nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności.
- Nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy aż do wydrukowania tego numeru. Okazuje się, że brakuje nam koordynacji pomiędzy działem reklamy i redakcją - powiedział przedstawiciel magazynu.

[deser]

piątek, 12 września 2008

Kryzys przetrwają banki albo dłużnicy

Niektóre banki przesadziły z udzielaniem kredytów na zakup domów i mieszkań. Jeśli nie pozbędą się w porę zagrożonych wierzytelności mogą stracić płynność finansową, co zaszkodzi ich klientom i inwestorom.

Gdy niedawno „Gazeta Finansowa” poinformowała o sprzedaży przez PKO BP windykatorom z Wrocławia (firma Ultimo) nieregularnych wierzytelności wartych 700 mln zł można było jedynie współczuć zadłużonym klientom banku. Okazuje się jednak, że ta rekordowa transakcja może być również sygnałem zbliżającego się do Polski wielkiego kryzysu w sektorze bankowym. Jeszcze poważniejsze ostrzeżenie przyszło z Danii, gdzie jeden z banków był bliski bankructwa w związku z kryzysem na rynku nieruchomości.

Straty nie do uniknięcia
Pod koniec sierpnia duński bank centralny (Nationalbanken) wraz z partnerami przejął upadający Roskilde Bank. Powodem niewypłacalności tego do niedawna ósmego pod względem wielkości duńskiego banku było udzielenie zbyt dużej ilości kredytów na zakup mieszkań i domów. Fatalna polityka finansowa wyszła na jaw w momencie pojawienia się kryzysu na rynku nieruchomości oraz recesji w pierwszym kwartale tego roku. Straty Roskilde sięgnęły 1,5 mld duńskich koron. Zdaniem finansistów z Nationalbanken, zakup Roskilde był potrzebny, by nie dopuścić do eskalacji kryzysu na cały sektor finansowy. Duńczycy wiedzą o czym mówią, bo już wcześniej płynność finansową straciła inna miejscowa instytucja kredytowa – Trelleborg, sprzedana niedawno Sydbankowi. Tymczasem zdaniem – wypowiadającego się dla agencji Reutersa – szefa duńskiego banku centralnego Nilsa Bernsteina, mimo przejęcia Roskilde przez bank centralny i tak wiele osób poniesie straty. Według niego, ucierpią finanse udziałowców i posiadaczy hybrydowego kapitału głównego oraz podrzędnego kapitału pożyczkowego.

Ratunek dla banków
Podobny los może spotkać Polaków, jeśli banki, w których ulokowali pieniądze stracą płynność finansową. Problem jest duży, bo – według TV Biznes – banki tylko od stycznia do czerwca tego roku pożyczyły Polakom aż 36 mld zł, czyli więcej o 20 proc. niż rok wcześniej. Jednocześnie nasi rodacy mają coraz większe problemy ze spłacaniem bieżących zobowiązań. Według ostatnich danych Biura Informacji Kredytowej i Infomonitora, łączna kwota zaległych płatności naszych rodaków przekroczyła już siedem miliardów złotych. Oznacza to, że w ciągu roku przybyło 2,16 mld niespłacanych długów. Trudno dziś przesądzać, czy to zaszkodzi płynności finansowej banków, niemniej instytucje finansowe mają jeszcze czas i możliwości, by uniknąć problemów z wypłacalnością. Jednym ze sposobów poprawienia płynności finansowej jest sprzedaż funduszom sekurytyzacyjnym wierzytelności straconych lub zagrożonych. Według Daniela Majewskiego, dyrektora departamentu monitoringu i windykacji Dominet Banku, sprzedaż - nie tylko kredytów nieregularnych – pozwala uniknąć tworzenia rezerw lub rozwiązać rezerwy już utworzone. – Bank poprzez taką transakcję pozyskuje zatem kapitał, pozbywając się jednocześnie ryzyka – dodaje Majewski.

Miły jak windykator
Niestety sprzedaż wierzytelności funduszowi sekurytyzacyjnemu wiąże się często ze zmianą technik windykacyjnych. O ile banki chcąc zważać na kwestie wizerunkowe nie mogą pozwolić sobie na nieprzyjemne dla dłużnika metody ściągania długu, to powiązane z funduszami firmy windykacyjne ograniczone są tylko literą prawa. Niewykluczone, że już od września będą mogli przekonać się o tym klienci, którzy zaciągnęli dług w PKO BP, a dziś muszą go spłacać funduszowi sekurytyzacyjnemu Copernicus Capital TFI, obsługiwanemu przez firmę windykacyjną Ultimo.
Zmiana właściciela wierzytelności ma też drugie dno. Większość polskich firm nie stać na tworzenie funduszy sekurytyzacyjnych. Te są w dużej części domeną kapitału zachodniego, co znajduje odbicie w zestawieniu prezentowanym na stronach Komisji Nadzoru Finansowego. Jeśli zatem sprawdzą się szacunki wypowiadającego się dla „GF”, prezesa EGB Investments Krzysztofa Mateli i Polacy nie spłacą 4–5 proc. samych tylko kredytów hipotecznych tj. 5,5 mld zł, to duża część z tych pieniędzy może zostać wytransferowana poza granice naszego kraju. Jeśli jednak taka miałaby być cena, jaką musielibyśmy zapłacić za uniknięcie bankructwa działających w Polsce banków, to może trzeba się zastanowić, czy nie warto jej zapłacić.

Jerzy Mosoń, „Gazeta Finansowa”



PerezHilton.com 3